Pokusa lenistwa
Gdy mówimy o przebaczeniu, formacji, wspólnocie, życiu duchowym, często odzywa się w naszym sercu głos: „Ładnie by tak było, jak ksiądz mówi, żeby człowiek przebaczył, miał radość w sercu, był łagodny i cierpliwy, ale to nie dla mnie. Ja nie umiem taki być. Próbowałem i mi nie wyszło”. Czy zdarza się Wam słyszeć go?
Pokusa lenistwa jest poważną przeszkodą w rozwoju życia duchowego. Ono nie chce się trudzić, nie chce wysiłku, nie chce dawać nic z siebie, co kosztuje, co boli… Nasze lenistwo woli narzekać i marudzić niż wziąć życie we własne ręce. Jego logiką jest to, by nie zdążać, wiecznie się spóźniać, zostawać w tyle, unikać trudu, wycofywać się, kiedy ktoś stawia wymagania, uciekać przed obowiązkami. Leniwy buntuje się wobec dobra, bo dobro kosztuje, bo miłość i przebaczenie kosztuje… „Ja tam wolę siedzieć w fotelu i być zły na cały świat, że moje życie jest takie ciężkie”. Leniwy nie chce podejmować decyzji, nie chce pracować nad sobą czy prowadzić autorefleksji, bo to zmusza go do działania… Zamiast tego chętnie ukrywa się w mentalności ofiary – byłbym to zrobił, ale gdyby życie było inne, rodzina była inna, świat byłby inny… Paradoksalnie leniwy może być bardzo zapracowany – mnogość zajęć, dezorganizacja, niewyrabianie się ze wszystkim, przepracowanie może być formą ucieczki od odpowiedzialności za siebie, od rodziny, od formowania własnego życia duchowego, od nieprzebaczenia i wreszcie od przyznania się do lenistwa czy niewłaściwych priorytetów w życiu.
Ludzie leniwi często oczekują pociechy w trudnościach, ale czy można i jak pocieszyć kogoś, kto nic nie chce zmienić? Można dać krótkotrwałą ulgę, że wypowie się przed kimś zaufanym, ale za parę godzin/dni smutek pojawi się ponownie. To nie jest żadne rozwiązanie! Leniwi mówią: „gdybym miał motywację, to co innego”. Motywacja do działania nie przychodzi sama jak pragnienie odwetu, namiętność czy pokusa – trzeba o nią zawalczyć, wytworzyć i wypracować.
Kiedy człowiek się rozleniwia, złe duchy w nim harcują. Pokusa ma swobodny dostęp, a na rozeznawanie natchnień przecież leniwy „nie ma czasu ani sił”. Wszystko, co złe, panoszy się w nim, ponieważ nie jest zdolny do głębszej pracy nad sobą. Leniwy unika modlitwy medytacyjnej, rachunku sumienia, ćwiczeń duchowych, lektury duchowej, a więc wszystkiego, co wymaga zrobienia kroku naprzód. W ten sposób sprawia niszczy własne życie duchowe. Leniwy może też szukać pomocy w swoich trudnościach, ale nie zrobi nic, aby coś konkretnie zmienić. Szuka prostych rozwiązań lub „magicznych działań”, które zapewnią mu efekt bez wysiłku. Może nawet wyrywać się do większych rzeczy np. do kierownictwa duchowego, ale po przeanalizowaniu „kosztów” najczęściej rezygnuje. Niechętnie patrzy na uczestnictwo w rekolekcjach, bo to również wymaga dania czasu i energii. Jest bierny i tylko dziwi się, że „życie ucieka mu przez palce”.
Jednocześnie leniwy może patrzyć z gniewem i zazdrością na wszystkich, którzy przemieniają swoje życie, wkładając w to wiele wysiłku. Neguje owoce ich działań, doszukuje się przewrotnych motywacji, oskarża, aby zagłuszyć w sobie poczucie winy wynikające z nieróbstwa. Był kiedyś taki przykład o osobie, która siedzi w fotelu i krytykuje osoby wokół pracujące. To coś wzięte z tego.
Pytam często ludzi i zachęcam do rekolekcji „w realu”, bo łatwo jest kliknąć na Facebooku, coś przeczytać, ale uczestnictwo na żywo już wymaga jakiegoś wysiłku. I tak naprawdę widzę, że dla chcącego nic trudnego… Widziałem i nadal widzę ludzi, którzy nie mają własnego pojazdu, ale umieją go zorganizować; którzy potrafią grafik w pracy ustawić tak, aby być na spotkaniu… Podziwiam ludzi, którzy potrafią regularnie dojeżdżać kilkadziesiąt kilometrów, uczestnicząc w rekolekcjach… Podziwiam za wytrwałość, chęć, za umiejętność zwalczenia pokusy lenistwa, która wszystkim nam grozi… Podziwiam ludzi, którzy wiele wysiłku i serca wkładają w pracę osobistą, a uwierzcie, że to widać. Nawet słyszałem od pewnych osób, że nawet jeśli się spóźnią – praca na gospodarstwie ma swoje prawa – chcą być, ponieważ to jest dla nich ważne… Jednocześnie ze smutkiem obserwuję tych, którym się nie chce, którzy odpuszczają zbyt łatwo, którzy wynajdują wymówki i usprawiedliwienia dla lenistwa… Mówiąc krótko, nie zależy im, by coś zmienić i takim osobom nie można pomóc. Mogą one bardzo tęsknić do ideału, o jakim mówimy, ale zwyczajnie nie chce im się chcieć!
Oczywiście, bywają uzasadnione racje, gdy ktoś nie może podjąć rekolekcji, ale zawsze powinniśmy podejmować trud przemiany swego życia, trud autorefleksji, pogłębionej modlitwy, budowania dobra w środowisku. Od tego trudu nie ma wymówek ani „nie-chcenia”! Kiedy racja jest uzasadniona, a kiedy wymyślona? Wystarczy poradzić się obiektywnych, bezstronnych osób, które naprawdę chcą Twego dobra, a następnie przyjąć prawdę do wiadomości.
Ludzie pytają: „Czy moja rodzina jest do uratowania?”. Tak, ale na ile Ty jesteś gotów podjąć wysiłek jej ratowania? Ludzie często proszą o pomoc w ratowaniu małżeństwa, bo wstydzą się przed rodziną, boją się opinii sąsiadów, obawiają się naruszenia swojej reputacji czy utraty funkcji. Jednak nie da się uratować kogoś, kto wcale nie pragnie być uratowany, komu wygodniej jest biernie czekać na rozwój wypadków.
Jezus powiedział mistyczce św. Teresie od Dzieciątka Jezus, że Bóg żąda od nas tylko dobrej woli. Z perspektywy leniwego to już zbyt wiele… Podsumowując całość, niech będą błogosławieni ludzie dobrej woli, albowiem ich trud zamieni się w radość.
ks. Sławomir Wądołek